15 stycznia 2015

Ella ONE, czyli witamy tabletki po


Wiele się pisze o tych tabletkach "po". Też to zrobię.
Tak na szybko po wstępnej analizie, widzę, że nawet ta komisja, co dopuszcza leki do obrotu (na terenie całej Unii) sugerowała się... może inaczej: nie sugerowała się głupimi dziewczynkami, które potraktują tabletkę "po" zbyt dosłownie.

Więc czytam sobie na stronie European Medicines Agency o skuteczności stosowania tych preparatów "po", które zawierają lewonorgestrel i uliprystal. Oczywiście dalej wchodzę sobie poczytać dokładnie o tych składnikach i np tutaj sobie patrzę, że lewonorgestrel wchodzi w interakcje m.in z cyklosporyną, która stosowana jest przy atopowym zapaleniu skóry, fenylotroniną, która stosowana jest w lekach przeciwpadaczkowych, jak ktoś się opił dziurawca, to też powinien skonsultować się z lekarzem. No i oczywiście szereg innych działań ubocznych. 
Uliprystal to substancja, która mieści się w ellaone, czyli leku, który został dopuszczony do sprzedaży bez recepty. Uliprystal wygrał z lewonorgestrelem w statystykach - mniej osób zaszło w ciążę po uli niż po lewym. 

W sumie, każdy lek ma negatywny wpływ na nasze piękne ciałka jeśli stosuje się go za dużo. Tak więc komisja w porozumieniu z koncernami farmaceutycznymi (oczywiście tych drugich na pewno nie mogło zabraknąć), nie sugerowała się głównymi odbiorcami. Kto jest takim odbiorcą? Jaki jest target ?

Kto będzie brał tabletki "po" ?

To młode dziunie i takie jak ja 25+, gdzie ja jeszcze mam swój rozum, dziunie pozostają bez opieki... mózgu. Za moich czasów dziewictwo traciło się w okolicach 16-18 lat, dzisiaj już większość 13-stek jest po stosunkach. Brak edukacji seksualnej medycznej(!) zmusza dużą ekipę młodych osóbek do słuchania się rówieśników. Idzie za tym motto "bzykaj się, a martwić będziemy się po" No i taka młoda dziewczyna uprawia seks z chłopakiem i zażywa taką tabletkę i robi to dosyć często, bo w Internecie roi się od panikar, które piszą na forum z pytaniem "Czy jeśli kąpałam się w wannie po moim bracie, czy mogę być w ciąży?" 



Więc moje podsumowanie jest takie:
1. panienki będą jadły "po" więcej razy niż sporadycznie
2. chłopcy będą bez zobowiązań kończyć w środku
3. będzie mniej ludzi - ale to dobrze, bo zus i tak nie będzie płacił emerytur, a ja przynajmniej mam większe szanse na mieszkanie poza miastem na dużym terenie. 
4. choroby weneryczne... zapraszamy!
5. antykoncepcja powinna być darmowa
6. młodzież powinna wyjść na ulicę z transparentami "chcemy in vitro"

Moje zdanie
Kiedyś (jak większość z nas) byłam zmuszona wziąć tabletkę. Czułam się po niej tak kiepsko, że od tamtej pory liczyłam na farta i miałam farta. Po tabletce miałam mdłości i co gorsza, miałam plamienia przez kilka dni, a później pół roku nic. Kiepsko się z tym czułam.

Ktoś kiedyś powiedział, albo ja to mogę powiedzieć, bo nie pamiętam skąd to znam, że ludzie sami się wykończą. Oczywiście warto zwalać na brak edukacji, na rząd, na Tuska (oj, Kopacz), na kościół, ale te tabletki w jakimś stopniu są formą selekcji naturalnej.
Ze względu na to, że ja ogólnie nie jestem wielką zwolenniczką aborcji, cieszę się, że wczesnoporonne to już nie jest wyskrobywanie dziecka z nastolatki, co w nieodpowiednim momencie rozłożyła nogi, tylko ucięcie sprawy na początku. Nie podejmowałabym się dyskusji czy to życie czy nie. Wg mnie nie.


Z drugiej strony, lepiej zawczasu, czyli "po" załatwić sprawę niż hodować w sobie nowego człowieka, który nie będzie kochany. Wiem, wiem... zdarza się tak, że matka dopóki nie zobaczy dziecka, nienawidzi go, a to zamienia się w wielką miłość i to jest ok.
Ok też jest, że ktoś zakłada, że nie chce mieć dziecka i go nie ma. Wszystko jest kurcze ok. Sami teraz mamy sprawdzian. Tylko nie wiem, jakie kryteria sprawdzania przyjąć.


6 stycznia 2015

coś w tym...

NFZ oprócz tego, że zapewnia na lekarzy, refunduje leki, hmm... co tam jeszcze dobrego ?
Kolega mi mówił, że NFZ ma ten plus, że niektórych nie stać na operacje np nogi/biodra i właśnie ta instytucja refunduje im taki zabieg, który np wart jest kilkadziesiąt tysięcy złotych. Tu NFZ jest świetny, dlatego chciałam napisać "ale", ale nie napiszę.
Chujnia z grzybnią zaczyna się kiedy zależy nam na czasie. Na co dzień doświadczamy takich absurdów, że na nie jedną głowę niemca to się zmieści, zaś jakie są plusy NFZtu jeszcze większe?
Otóż cieszymy się z niestandardowych zachowań potocznie nazywanymi jako ludzkie wśród lekarzy, pielęgniarek i recepcji. To miłe lecz niespodziewane kiedy ktoś odpowie nam z uśmiechem "dzień dobry", kiedy lekarz zamiast antybiotyku, przepisze nam więcej ruchu na świeżym powietrzu, wit c i życzy zdrowia, kiedy lekarz na nas spojrzy badając niż trzymać oczy w papierkach, kiedy recepcjonistka pomoże nam zapisać się na termin wygodny dla nas, a nie pierwszy lepszy, kiedy usłyszymy, że się da niż że się nie da i chuj.

I dlatego większość z nas powinnam mieć jakiekolwiek, okrojone, najniższe prywatne ubezpieczenie.
Pójdziesz do prywatnej kliniki, a tam: czekasz na wizytę 5-10 minut, za więcej Cię przeproszą; rozmawiasz z lekarzem i masz na to 15 minut. Jeśli posiedzisz dodatkowe 5, nikt Cię nie zabije; zapiszesz się w wygodnym dla Ciebie terminie; zrobisz siku z ciepłej toalecie regularnie sprzątanej z białymi ręcznikami, a nie zielonymi, które śmierdzą jak ... (tego nie wypada mi pisać) i będziesz traktowany jak król.

Tak naprawdę, jest gigantyczna różnica pomiędzy NFZ, a prywaciarzami i co gorsza, powinniśmy być traktowani dobrze wszędzie. Ja mam wdzięk, uśmiecham się i często zyskuję lepsze traktowanie. Problem w tym, że takie traktowanie należy się każdej osobie, nawet starszej. Kiedy już chodziłam z babcią do lekarza, ona była traktowana paskudnie, a terminy na następny rok. Wielu zabiegów już nie dożyła, ale chuj to nfz obchodzi :)